4 maja 2014

Zadanie na ten tydzień: stop narzekaniu!

Dear foreign readers, translation of this post will show here soon ;)

Dzisiaj słów parę o narzekaniu :)



Z pewnością nieraz słyszeliście, że Polacy są w czołówce pesymistycznych narodów. "Nie da się", "nie wyjdzie", "po co próbować, skoro i tak nic nie uzyskam" to chyba ulubione odpowiedzi na jakiekolwiek propozycje skierowane do naszych rodaków. Od jakiegoś już czasu (ładnych paręnaście lat ;)) zastanawiam się, jak to zmienić. I tu uprzedzam wszelkie pytania: jestem straszną pesymistką, czarnowidzem i sceptykiem! Blaski i cienie dziedziczenia cech ;) Dodatkowo: szybko się denerwuję wybucham, krzyczę i równie szybko się uspokajam. Nie znaczy to jednak, że nie walczę z sobą i nie staram się zwalczyć w sobie wewnętrznego ponuraka.

Od czego to się zaczęło? Od Pollyanny i jej gry w zadowolenie. Jako dziecko z fascynacją czytałam książki pani Porter, i już wtedy wiedziałam, że gra w zadowolenie to coś, co warto wcielić w życie. Dla niewtajemniczonych, krótkie wyjaśnienie: gra w zadowolenie polega na dostrzeganiu pozytywnych stron w nieszczęściach, które nas spotykają. Przykładowo: złamałam nogę. 7 miesięcy w łóżku, utrata 90% znajomych, przedłużenie studiów, utrudnienia w ruchu, komplikacje zdrowotne i ogólne obniżenie samooceny. Ale nie było AŻ tak źle. Czemu? Bo nie złamałam dwóch nóg :) Bo znalazłam czas na rozwijanie pasji. Przekonałam się, kto jest moim prawdziwym przyjacielem na dobre i złe. Dostałam się na specjalność, o której bez złamania nie byłoby mowy. Jasne, było ciężko, były łzy, czarne myśli, rozpacz i złość (ci, co uczyli się od nowa chodzić, wiedzą o czym piszę), ale zawsze gdzieś migotała myśl, że wcale nie jestem na przegranej pozycji ;)

Później, mając coraz mniej poważnych problemów, nieco pofolgowałam swoim dzikim instynktom i skłonnością do narzekania i sama sobie te problemy stwarzałam. A, bo to mam blizny, a bo to przytyłam, a, bo to nie wychodzi mi coś, co bym chciała aby było ok. Wtedy parę osób mną zdrowo potrząsnęło (także zawodowi polscy narzekacze ;)) i znów, już świadomie, zaczęłam walczyć z własną tendencją do narzekania.

Mam dla was parę patentów, które myślę, że mogą się sprawdzić!

1. Wyrzuć ze słownika NIE DA SIĘ.
A właśnie, że się da! Ania wyleczyła się z choroby nieuleczalnej. Michał po ciężkim wypadku pobiegł w maratonie. Eleonora wygrała międzynarodowy konkurs. Ja nauczyłam się ekspresowo języka od zera :) DA SIĘ!

2. Zacznij otaczać się pozytywnie nastawionymi osobami.
Wiadomo, zadanie niełatwe, ale patrz punkt wyżej :) Istnieje teoria, według której jeżeli umieścisz przeciętną osobę wśród ludzi zdolniejszych i pracowitych, po pewnym czasie ta osoba dorówna im osiągnięciami. Podobnie, jeżeli ta osoba znajdzie się pomiędzy osobami leniwymi, mało zdolnymi i niestarającymi się, obniży loty. Jeżeli otoczysz się pozytywnymi wibracjami, również będziesz pozytywnie nastawiony :)

3. Uwierz w marzenia.
Bardzo ważny punkt. Po co dążyć do czegoś, w co się nie wierzy? Przykład: zaczynając szyć stroje historyczne, słyszałam opinie: po co ci to, tracisz czas i pieniądze, zajęłabyś się czymś sensownym, wyglądasz jak wariatka. Z uporem maniaka powtarzałam, że skoro jestem jedyna, muszę zarazić miłością do kostiumów innych! I po pewnym czasie okazało się, że parę osób tą miłością zaraziłam, potem spotkałam Eleonorę, i już lawinowo - kolejne osoby. Obecnie jest nas ponad 50! :) I co, marzenia się nie spełniają? :p

4. Twórz listy celów i planów.
Jeżeli nie od razu, to po pewnym czasie cel być może uda się zrealizować. Wykonany cel wprawia nas w dumę, zadowolenie i poczucie samorealizacji - szczęście i zadowolenie w czystej postaci ;) Posiadam listy miejsc, które chcę zobaczyć, strojów, które chcę uszyć, rzeczy, które chcę posiadać, umiejętności, które chcę zdobyć i osób, które chciałabym poznać. Bez nich byłoby jakoś tak ... smętnie ;)

5. Otaczaj się radosnymi kolorami.
Mój pokój jest cytrynowożółty. Moja szafa jest raczej ... kolorowa :) Lubię słodkie gadżety (choć jeszcze nie odważyłam się na ich noszenie) nie cierpię burych kolorów. Dziwnym trafem ludzie lubią przebywać w moim pokoju ;)

6. Uśmiechaj się!
Punkt, z którym mam najwięcej problemów. Z natury mam mimikę wściekłego królika ("bez kija nie podchodź"), przez co często odstraszam nieznajomych od siebie. Staram się z tym walczyć, tyle że ... często mój uśmiech nie uzewnętrznia się na twarzy. Jak uśmiechnę się szerzej, czuję się głupio i sztucznie. Dylematy urodzonego pesymisty ... ;)  Uśmiech to odruch bezwarunkowy, wręcz lustrzany - jeśłi się uśmiechniesz, ciężko ci nie odpowiedzieć tym samym.

7. Hamuj swojego wewnętrznego potworka.
Nie krytykuj, ugryź się w język. Zamiast złośliwości, powiedz coś miłego (tryumf gwarantowany, rzeczona osoba się po tobie tego nie spodziewa ;)), uśmiechaj się do pani w sklepie/ pana , który poda ci upuszczony owoc/ pasażera autobusu, który cię podsiadł. Może to tylko subiektywne odczucie, ale gdy jestem poza Śląskiem, mam wrażenie, że ludzie w sklepach nie są tak przyjaźni. Pani kasjerka na Śląsku jakoś tak ... szerzej się uśmiecha? :)

8. Wmów sobie, że jesteś szczęśliwym człowiekiem.
Zamiast w myślach narzekać, że on ma lepiej niż ja, sąsiad ma lepsze auto, pomyśl, że jesteś szczęściarzem mającym w sąsiedztwie tak fajne auto :) Pomyśl, że w gruncie rzeczy nie lubisz swojej pracy, ale za to masz świetną dziewczynę/świetnego chłopaka/ kochanego psa, kota/ cudowną mamę, córkę, syna, dzięki której/któremu po pracy jest świetnie (PS: jak naprawę nie lubisz swojej pracy, zmień ją ... ;)). Po prostu - udowodnij samemu sobie że JESTEŚ szczęśliwy. Skup się na pozytywach. Ugryź się w język, także mentalny, gdy sąsiadka ma ładny tyłek, a sąsiad super biceps. Siła autosugestii ma ogromną moc. Sprawdzone na sobie ;)

Dlaczego to napisałam? Aby udowodnić niedowiarkom, że się DA. I samej sobie przypominać, co radzę innym :) I ogólnie - posłać nieco pozytywu w świat.

Dobranoc!

PS: Zmieniam nieco wygląd bloga, ale będą to zmiany kosmetyczne, raczej już niezauważalne ;) Macie jakieś prośby, sugestie, zażalenia? Przemyślę ;) 
PS: Mam opory przed umieszczaniem wpisów nie dotyczących bezpośrednio kostiumów i fryzur, ale z drugiej strony - na nich się moje zainteresowania nie kończą. Przeszkadzają Wam takie wpisy jak ten?


23 komentarze:

  1. Świetny post:) Bardzo poprawił mi humor, koniec z narzekaniem! I szeroki uśmiech dla wszystkich dzisiaj spotkanych;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiech może dużo zdziałać! Odpędza złe wibracje, rozchmurza twarze innych ludzi i ogólnie wszystko ulepsza ;)

      Usuń
  2. Świetny post. Muszę się teraz przyznać, że sama tak walczę ze swoim pesymizmem i początkami cynizmu. A niestety mam w domu takie chodzące demotywatory, że czasami jest trudno. Ale warto, bo człowiek lepiej się czuje, może więcej zdziałać i zaczyna przyciągać fajnych ludzi. Niedawno kupiłam jeszcze taką książkę, właściwie książeczkę Isabel Mauro Pozytywnik - czyli dobre myśli w roli głównej. Trzymam ją zawsze pod ręką i od czasu do czasu, czytam na wyrywki. Pomaga przepędzić czarne myśli.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, jak wspominałam, mieszkam w rodzinie urodzonych pesymistów (i optymistów, którzy nalecieli nieco pozłotkiem pesymizmu polskiego ;)), i często wybucham ale ... wiem, że wystarczy jeden żart i wszyscy się śmiejemy rozbrojeni ;)
      Takie książeczki z cytatami są świetne! Wiem, żek iedyś były "Balsamy dla duszy", a gdzieś w domu trzymam "Przypominki", takie króciutkie historie z pozytywnym wydźwiękiem, które wygrzebałam u mamy jako dziecko ;) Korci mnie też przeczytanie "Jak stać się szczęśliwym człowiekiem" Ani Kęski (aniamaluje.pl), o której wspominałam wyżej :) To jest właśnie jedna z takich pozytywnych osób ;)
      I tak lekko ironicznie: niezawodny sposób, gdy ktoś nas wkurza: polanka, potoczek, twarz tej osoby pod wodą ;) ... Na krótką metę - rozbraja wszelką frustrację, zaczyna się człowiek śmiać ;)

      Usuń
    2. Oj... :D To ktoś bardzo musiałby się narazić, żeby znaleźć się na tym sielskim obrazku, w takiej pozycji. Niestety czasami spotyka się takie osoby. Pozdrawiam nadgorliwą i ambitną, panią od kontroli jakości, z mojego poprzedniego miejsca pracy, która kochała robić "karierę" kosztem innych ludzi, włącznie z podkradaniem cudzych pomysłów na organizację pracy. Wszyscy ją nad wyraz "kochali". Bez takowej ironii, ciężko jest czasem wytrzymać, z takimi ludźmi i w takich warunkach.

      Usuń
    3. Zawsze tacy ludzie się trafiają ;) Na studiach mieliśmy nadgorliwą koleżankę, która poprawiała (!) na studiach każdą ocenę poniżej piątki ... jak łatwo się domyślić, zbytniej sympatii ani w studentach, ani w profesorach nie wzbudzała ;)

      Usuń
    4. Jeśli ktoś robi to kosztem siebie to jeszcze można wybaczyć. Jego życie, jego problem. Ambicja sama w sobie nie jest taka zła. Ale ta pani ewidentnie robiła "karierę" kosztem innych. Donosiła na wszystko co się dało, a sama pod nieobecność szefostwa, na przykład jechała sobie do fryzjera, w godzinach pracy... Potrafiła "załatwić" koledze naganę, za to że komuś tam coś zrobił, bez wypisanego zamówienia, a pół roku później sama przybiegła i kazała sobie coś tam zrobić również bez zamówienia. Można by tak długo wyliczać... Ja naprawdę nie jestem aż taka wredna. Ode mnie po łbie dostają tylko ludzie, którzy wybitnie na to zasłużyli. ;) :P

      Usuń
    5. Oj, takie działanie to już jest działanie na szkodę firmy ... moim skromnym zdaniem, wtedy traci się pojęcie złośliwości i na taką panią można spokojnie donieść ... Chociaż zawsze mówię ,że karma wraca i tacy ludzi w końcu znajdą się pod wozem ;)

      Usuń
    6. Właśnie nie wiem, dlaczego nikt na nią nie doniósł... Zdaje się wyrobiła sobie w szefostwie, dobre zdanie na swój temat, hektolitrami wazeliny. Trudno mi powiedzieć, bo nie interesowałam się "układami na górze". Ja nie zdążyłam, bo w trakcie kryzysu zostałam zwolniona. Nie wiem co się z nią teraz dzieje, ale mam nadzieję że jest jakaś sprawiedliwość na tym świecie. Człowiek gdy jak to się mówi "wyjdzie między ludzi", to czasem się naogląda takich rzeczy, świństw i głupoty... Że gdyby nie czarne poczucie humoru, to można zwariować. Wiem, że mogę przez to wydawać się wredna. Ale to po prostu czasem chroni mnie przed totalną załamką. Wolałabym żeby świat był różowy, kochany i wyłożony pluszowymi misiami, ale niestety tak nie jest.

      Usuń
    7. Dobra. Muszę przestać pisać, bo chyba właśnie zaczynam narzekać. :P

      Pozdrawiam! Miłego dnia!

      Usuń
    8. Dla zdrowia psychicznego czasem ponarzekać można, ale nie za dużo ;) Nawzajem! Miłego dnia ;) wracam do zszywania gorsetu ;)

      Usuń
  3. Fajny post :) U mnie ogromne narzekanie zaczęło się, kiedy zaczęłam pracę: że nie mam na nic czasu, że muszę wstawać o piątej, że wszystko muszę planować i robić na zapas, ale po tej fazie narzekania doszłam do podobnych wniosków. Trzeba odnaleźć dobre strony w każdej sytuacji i dostosować się, a ciągłe powtarzanie "jak mi źle" wcale tego nie ułatwia :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój pierwszy rok studiów był jednym wielkim pasmem złego humoru ;) Teraz zawsze jak jestem sfrustrowana, zła, w złym humorze szukam czegoś zabawnego w sytuacji (co czasami wpędza mnie w kłopoty;p) i staram się niepotrzebnie nie stresować ;) Inna sprawa - przestałam się przejmować nie swoimi problemami ;) Skoro ktoś nie chce sobie pomóc, to nie moja sprawa ;)

      Usuń
  4. Właśnie zauważyłam, że w poprzednim poście wspominasz o 30 sec to mars - mieszkam w Rybniku. Poszwendaj się troszkę, a zobaczysz np śliczny stary kościółek na wzniesieniu otoczony parczkiem i starymi grobami, albo stary neogotycki szpital z piękna kaplica prawie w środku miasta.

    Staram się hamować swojego wewnętrznego narzekacza ile się da, a jeśli mu pofolguję, to jest dramat.
    Cały czas myślę o uszyciu sobie kreacji z 1880 roku (najpiękniejsze suknie świata z pięknym wcięciem, tiurniura etc.). Kiedyś uszyłam lalce, ale sobie chyba bym nie potrafiła, bo znam się na wykrojach jak pies na gwiazdach. Gorset sobie upatrzyłam kupny i chyba w końcu się na niego zdecyduję.
    Równocześnie jestem zakochana w 1938 roku. Kocham całe międzywojnie, ale ten rok jakoś szczególnie przemawia do mnie pod względem mody.
    Nie mówię, że się nie da, ale kiedy dojrzeję do zrobienia czegokolwiek będę potrzebowała solidnego planu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodziłam do Powstańców, więc Rybnik znam bardzo dobrze ;)
      Turniury są piękne, sama jedną (albo dwie ;)) planuję, a do międzywojnia mam innego rodzaju sentyment - wiem, że moja suknia ślubna będzie właśnie nawiązywać do lat 30 (oczywiście, jak znajdę potencjalnego męża;))
      NArzekacza łatwo włączyć, nieco trudniej wyłączyć, ale trzeba się starać ;)

      Usuń
    2. Jaki ten świat mały;) Ja może nie z R., bo "przeszczepiona" z Gliwic, ale mieszkam teraz w Kamieniu:)

      Usuń
    3. Patrz! Jeszcze bliżej mnie! ;D Ja w Leszczynach ;)

      Usuń
  5. Minima wściekłego królika :D No i faktycznie, jak łatwo poprawić komuś humor :p Potarzalam sie przez chwilę po podłodze i juz nie przejmuję się głupią semiotyką!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! ;p Śmiech to zdrowie ;)

      Usuń
    2. A autokorekta jeszcze wszystko podkolorowuje :p

      Usuń
    3. Oj, autokorekta to jeden wielki chochlik drukarski ;p

      Usuń
  6. Haha bardzo fajny post :D Jestem chyba najbardziej pesymistyczna w rodzinie (spytaj Eleonory jak nie wierzysz!) ;) Taki post naprawdę poprawia humor!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wydajesz się bardzo pozytywną osobą ;p Cieszę się, że wzbudziłam nieco optymizmu ;)

      Usuń