7 września 2016

Meantime in someone's abandoned blog ...

Żyję.
Funkcjonuję.
Wracam do pisania :)

Pamiętacie, jak na początku roku pisałam, że planuję duże zmiany? Parę dni temu zdziwiłam się, ponieważ ... plany te nawet skrupulatnie wypełniam!
Podsumujmy:

1. Planowanie

Mniej lub bardziej, ale planuję swój czas. Dziennie, tygodniowo, miesięcznie - pewne punkty planu są stałe. Z powodu prywatnych zawirowań, nie byłam w stanie długo poskładać swojego dnia do jako takiego sensownego układu, ale powolutku wracam właściwego trybu życia. Zawsze planuję w pierwszej kolejności czas dla zdrowia - treningi, odpoczynek i sen. To mi pozwoliło nie zwariować ;p
W międzyczasie odkryłam system dla siebie: Bullet Journal.
Robisz jak chcesz, kiedy chcesz, w czym chcesz. No ideał :)

2. Fit

No, wpadłam jak śliwka w kompot. Przepadłam, zakochałam się, uzależniłam od siłowni :) Winię za to wspaniałą trenerkę personalną, z którą trenuję. W pewnym momencie przestał się dla mnie liczyć wygląd, a zaczęłam czerpać przyjemność z ruchu, satysfakcji i zdobywania coraz to nowych osobistych rekordów. Jeszcze trochę i zrobię tę morderczą serię burpee bez zawału serca na koniec :)
Troszeczkę gorzej idzie z dietą - wiem, że bez zdrowej diety nie ma dobrego samopoczucia i zdrwszego ciała. Ale jedzenie, szczególnie to słodkie, białe i cukrowe, to moja wielka słabość i tzw. comfort food na stres, depresję i niepowodzenia. Już się przekonałam, kiedy się dobrze czuję. Teraz trzeba tylko znaleźć w sobie dość siły, żeby się zaprzeć i na zawsze zmienić podejście do jedzenia :)
Odkryłam też, że jestem totalną nogą z makijażu i ... właściwie mi to nie przeszkadza. Nie maluję się na co dzień, jak się maluję, to jak przysłowiowe dziecko z podstawówki (choć podejrzewam, że niektóre przedstawicielki szkoły podstawowej mają w tej materii większe pojęcie ode mnie) i w gruncie rzeczy, w tej "naturalnej" wersji, dobrze mi ze sobą.
Właściwie największa i najważniejsza zmiana na "fit" zachodzi w moim mózgu. To długi, trudny i ciągły proces, który jest cały czas w trakcie realizacji. Bez tego ani rusz - może i "pokochaj siebie" to frazes, puste słowa, ale ... to prawda. Najpierw pokochaj siebie z nadwagą, nieidealną twarzą, skwaszoną miną i w tanim, rozciągniętym podkoszulku, bo inaczej mozolne zmiany, wysiłek i cała reszta nic nie dadzą.

3. Blog

Duża dziura, niespełniony cel i taki trochę wyrzut sumienia to właśnie blogowanie. Blogerem się czuję, mimo że nie piszę prawie od roku. Powiedzmy, że potrzebowałam długiego (dłuuugiego) urlopu od pisania, chwili na zastanowienie. Nie wiem, czy już z niego wracam na dobre - cóż, czas pokaże.
Chciałabym pisać nie tylko o historii mody, ale i o książkach, sporcie, grach, fryzurach - jednym słowem o lifestyle'u w takim trochę nietypowym wydaniu.
Poważnie zastanawiam się nad restartem bloga - wykasowaniem wszystkiego i zredagowaniem najważniejszych postów na nowo. Napiszcie, co o tym sądzicie.

4. Cele zawodowe

Punkt spełniony w stu procentach. Udało mi się zmienić pracę, wejść w nową "branżę", i spojrzeć na swoje dotychczasowe doświadczenie zawodowe z innej perspektywy. Długofalowe plany zawodowe powoli się klarują, a ja staram się dostosować do nowej rzeczywistości zawodowej.

5. Wyjść do ludzi

Również punkt intensywnie realizowany. Niestety, dotychczasowe doświadczenia utwierdzają mnie w mojej dotychczasowej postawie - jestem raczej samotnikiem, osobnikiem samodzielnym, któremu trudno się zsocjalizować i który woli być sam niż męczyć się we dwoje. Ale zaciskam zęby i wychodzę do ludzi. Zanim będzie za późno i uznacie mnie za pustelnika ;)

Sama się zdziwiłam, że dużo z założonych planów jest systematycznie realizowanych. To podsumowanie motywuje mnie do dalszych prób i zmian - jest wrzesień, jeszcze zostały trzy miesiące, które mogę poświęcić na ich realizację.

Biorę się do roboty!:)

A wasze plany? Realizujecie, czy porzuciliście? Może warto zacząć jeszcze raz? :)

Miłego wieczoru!

Asia