29 maja 2014

II Costume Picnic in Pszczyna. II Piknik Kostiumowy w Pszczynie.

Czas i na mnie, abym podsumowała II Piknik w Pszczynie. Będzie to o tyle trudne, że i mnie dopadła zbiorowa amnezja ... ;)
It's time for me to show you my "view" of II Picnic in Pszczyna" It could be really hard because as the rest of us, I don't know really well what was happening ;)


22 maja 2014

How to wear? Czyli o tym co dama nosiła pod suknią ...

Skorzystałam, że Magda wpadła do mnie na dwa dni (właściwie do mojej mamy - uszyć sukienkę), i sfotografowałam bieliznę XVIII wieczną. Dziś możecie popatrzeć między innymi, jak wygląda ubieranie całego ustrojstwa "od kuchni".

Na potrzeby "sesji" dorobiłam ekspresem caraco. Z bluzki uszytej przez mamę wiele lat temu. Niektóre rzeczy po prostu się nie starzeją ;)

W pierwszej kolejności ubierano koszulę, pończochy i buty. Buty ubierano przed włożeniem gorsetu - wierzcie na słowo, w gorsecie odpada ubieranie czegokolwiek, czego nie można po prostu wsunąć ;) Takim typem buta były mulety - klapki na obcasie. Kolejnym elementem ubioru był gorset. Mój ma dwa wiązania - z przodu i z tyłu, aby umożliwić jego samodzielne ubieranie.


Kolejnym elementem stroju jest bum pad/bum roll/cul de paris/pieróg. Ma na celu podkreślenie bioder, zaznaczenie talii i nadanie objętości spódnicom. Podobno dobrze się również na nim śpi :)


Kolejnym elementem bielizny jest halka. Moja powstawała przez 3 dni, w większości ręcznie. Maszynowo przeszyty jest jeden pasek ... Mama stwierdziła kategorycznie, że za długo to trwało ;)







"Outfit" uzupełniłyśmy rzeczoną bluzeczką. Często damy ubierały takie nakrycia wierzchnie po domu. Wciąż brakuje fichu i czepka ( no i oczywiście sukienki), ale mam nadzieję do niedzieli wszystko skończyć ... Tymczasem - reszta zdjęć ;)





 Kto chce zobaczyć samą fryzurę? :)
 Miłego dnia!


18 maja 2014

Half-done stays - after altering.

Here you have my new "1750" stays on me! I LOVE it! 
---
Gorset zwężony, mogę go pokazać na sobie. Wyobraźcie sobie moją zachwyconą minę, jak okazało się, że gorset działa. Trzyma, co ma trzymać, wcina, co ma wcinać i spłaszcza, co ma spłaszczać.






Po pikniku w Pszczynie czeka mnie lamowanie całego gorsetu. Póki co, cieszę się, że nie postanowił się pruć ;)

Czeka mnie pracowity tydzień! Praca MGR (dzielnie piszę!), bumpad, caraco, halka, spódnica, kapelusz, fichu. Po drodze szukanie materiału na 1 czerwca (niedługo zdradzę wam więcej ;)). To ja może już sobie pójdę ... ;)

Miłego dnia!



15 maja 2014

My new XVIIIth century stays! Well, half done ;)

Here you have my new 1720-1750 stays. Or what I think it looks like ;) It's obviously too big. I decided to fit it to my shape. And because I have no time for great - invisible sewing, I'll do it really, really unprofessionally ... 

Uff, nareszcie mogę z czystym sumieniem zamieścić tu post, który dotyczy tego, o czym blog jest - czyli szycia strojów historycznych ;)

Gorset jest moim drugim podejściem do stays i prawdę mówiąc - chyba na dobre się znielubimy ;) Ale jak to mówią, do trzech razy sztuka - dam sobie (i gorsetom) trzecią szansę prawdopodobnie jeszcze w tym roku. Jeżeli i wtedy będzie wszystko bardziej nie szło niż szło - cóż, oddam się w ręce - i miarę - profesjonalistki, a sama zostanę przy całej reszcie historycznej garderoby ;)

Ale nieco konkretów: po pierwszym nieudanym gorsecie z autentycznego XVIII wiecznego wykroju, postanowiłam zdać się na doświadczenia innych i wykorzystać popularny trick z przeróbką sznurówki elżbietańskiej. I prawie  mi wyszło ;)



Wskazówka na przyszłość: Planując szycie czegoś tak pracochłonnego, uwzględnij potencjalną zmianę wagi i figury! Na dzień dzisiejszy gorset na mnie ... wisi. A właściwie nie wisi, a odstaje, tworząc istną zbroję. Wyobraźcie sobie moją frustrację po około 4 tygodniach ręcznego dłubania tuneli ... i dziurek. 42 dziurek.

    

Jak możecie zobaczyć, gorset nie jest pełnofiszbinowy. W pełni usztywniony jest tylko przód, boki i tył są "miękkie". Prawdę mówiąc, byłam zbyt leniwa na wyszywanie aż tylu tunelów ;)

Postanowiłam pozwężać gorset. Z racji ogólnego zniechęcenia, irytacji i braku czasu (nie mam jeszcze NIC do Pszczyny. Ok, mam koszulę ...) zrobię to prostacko, niezgodnie z sztuką i ainfachowo. O Wielki Boże Krawiecki, wybacz ...


Przód niezbyt ładnie naszedł na siebie - normalnie sznurowanie układa się równiutko - jak górny odcinek ;)




Ogólnie gorset mi się podoba. Wyszedł całkiem zgrabny (nie licząc nieszczęsnego złego rozmiaru), nawet krzywizny w kanałach nie rzucają się w oczy ;)
W roli usztywnienia - opaski kablowe, zrecyklingowane z poprzedniego gorsetu.
Tkanina - "płótno żaglowe", z którego jest 3/4 rzeczy w domu mojego wykonania.
Nici - i tu odkryję Amerykę. Wskazówka na przyszłość 2: NICI DO JEANSU! I igła do skóry ;) Duużo ładniej wszystko wygląda ;)
Wykrój - z tego generatora: klik. Jedyna modyfikacja: ścięłam dekolt, aby wyglądał bardziej jak w XVIII wieku.

Wciąż czeka mnie wykończenie lamówką, może w przyszłości dodam jeszcze podszewkę. Pod znakiem zapytania stoi to, czy w Pszczynie będzie wykończony ... Cóż, brak czasu nie rozpieszcza ;)

Poniżej jeszcze dwa zdjęcia wizualizujące mój sposób na robienie dziurek do sznurowania. Używam w tym celu dużej igły tapicerskiej i pędzla kosmetycznego. Jarek doradził mi kiedyś, abym zamiast wycinać dziurki je rozpychała. Bardzo Ci dziękuję za tę radę, Jarku ;) Jako że nie posiadam szydła kaletniczego, musiałam sobie poradzić inaczej. Sama igła tapicerska w pierwszym gorsecie nie wystarczyła. Teraz wykorzystałam również skuwkę i trzonek pędzla - fakt, nie przeżył tego procesu, ale swoje zadanie spełnił ;) Ostatnim etapem było żmudne obszywanie.



 Na koniec parę zdjęć z serii : co ja właściwie robię gdy nie szyję?



Dużą część dnia "uczelnianego" zajmują mi dojazdy. Ostatnia podróż trwała aż 3 godziny w jedną stronę ... Ale to był wyjątek ;) Chciałabym wam jednak zwizualizować na przykładzie ostatniego przestoju w jaki sposób radzę sobie z narzekaniem :) Zamiast - jak reszta pasażerów - psioczyć na koleje, mechaników, konduktorów i tory, pomyśłałam, że mam szczęście :) Bo zamiast widoku betonowego muru, ruiny albo starej kopalni mam przed oczami piękny kawałek zielonego pola ;)


Zdjęcie zrobione o godzinie 4 rano w Gliwicach ;) Testowałyśmy tryb nocny w moim telefonie ;) Pierwszy raz w życiu odwiedziłam akademik Politechniki i ... chyba wystarczy mi na całe życie ;)


A oto i niezawodna metoda kończenia projektów krawieckich: serial (ostatnio Kości lub Castle - znacie moją miłość do seriali kryminalnych), igła, nożyczki, poduszka na szpilki i ... ;)

Dobranoc! Have a nice day/night!


PS: wiecie może w jaki sposób wstawia się w bloggerze angielską wersję tekstu tak, aby była ukryta dla polskich czytelników i do rozwinięcia dla obcokrajowców? Muszę zrobić porządek z dwujęzycznością (baardzo kulejącą) na blogu ;)

10 maja 2014

What's about a new tag? :) Atrybuty prawdziwej kobiety.

Cześć :)
Wyszywając naprawdę nużącą ilość dziurek w gorsecie, wpadł mi do głowy pomysł, a właściwie pytanie:

JAK WYGLĄDA PRAWDZIWA KOBIETA?

Już tłumaczę, o co mi chodzi.
Przeglądając miliardy zdjęć na pintereście, trafiłam kiedyś na jedno, "paryskie", jak je nazywam (jeżeli kiedykolwiek znów na nie trafię, pojawi się ono w tym poście). Przedstawiało damę z pieskiem i kobiety - wszystkie w sukienkach, ale diametralnie różne - dama zadbana, atrakcyjna, chic. Kobiety zazdrosne, smutne, zwyczajne. Zaczęłam się zastanawiać nad podobnym zjawiskiem wśród współczesnych kobiet - podziwiamy ale i zazdrościmy pięknie i elegancko wyglądającym kobietom, same decydując się na wygodę, swobodę i ... nijakość.

Myślę, że powinnam sprecyzować pytanie:

JAK WYGLĄDA WASZA IDEALNA PRAWDZIWA KOBIETA?

Pomyślałam, że mogę stworzyć tag i zaprosić was do zabawy. Lojalnie uprzedzam: pragnę ominąć kwestie osobowości, nastawienia do świata i samego siebie - zakładam, że każda z nas wie, że aby być pięknym dla innych, należy najpierw pokochać siebie. Dziś chciałabym was spytać o coś innego. W co jest ubrana, jak wygląda idealna kobieta?



Zamknij oczy i przez chwilę pomyśl o swoim wyobrażeniu idealnej Prawdziwej Kobiety. Przyjrzyj się jej w wyobraźni. Co sprawia, że czuje się kobieca? Jakie są jej atrybuty kobiecości?
Skoro już wiesz, jak wygląda twoja idealna Prawdziwa Kobieta, podziel się z nami swoją wiedzą.
Wymień trzy rzeczy, bez których ona by nie istniała. Dlaczego akurat te trzy rzeczy? Może to być coś z ubioru, kosmetyk, dodatek.

Zacznę od ukazania wam mojego ideału kobiety. Jest to na pewno dama. Jest zadbana, pewna siebie i świadoma swojego wyglądu. Przypomina trochę aktorki starego kina: perfekcyjnie uczesana, umalowana i ubrana w bardzo kobiecą sukienkę i eleganckie buty. Siedzi na ławeczce, w cieniu rozłożystego drzewa i czyta. Wokół niej unosi się subtelny zapach perfum.

Jakie są trzy atrybuty mojej Prawdziwej Kobiety? Wybrałam trzy elementy ubrania:

- pas do pończoch - moim zdaniem jest on nieodłącznym elementem kojarzącym się z kobiecością. Uwielbiam retro bieliznę, z wysokim stanem, w najróżniejszych kolorach, ozdobioną koronką i lamówkami. Obecnie jest to element garderoby nacechowany erotycznie - podobnie jak gorsety, ale ja patrzę na nie inaczej. Bielizna ma się podobać przede wszystkim noszącym je kobietom. Całej reszcie niekoniecznie ;)

- kapelusz - element garderoby, który bardzo bym chciała, żeby wrócił do powszechnego użytku. Nawet najskromniejsza sukienka, spodium czy nawet dżinsy, w zestawieniu z odpowiednim kapeluszem stają się eleganckie i kobiece. Oprócz walorów estetycznych ma jeszcze jedną zaletę - chroni nasze włosy i skórę twarzy przed promieniowaniem słonecznym.

- rękawiczki - koronkowe, skórkowe, letnie - również chciałabym aby wróciły. Podobnie jak kapelusz, dopełniają strój. Dla mnie mają jeszcze jedną ważną zaletę: czasami brakuje mi bariery między mną a drugą osobą w bezpośrednich kontaktach. Po drugie - wierzcie na słowo - w czasie balu, jeżeli tańczysz z przystojnym partnerem w rękawiczkach, wasz kontakt dłoni ma w sobie coś magicznego.
No i bardziej prozaicznie - problem spoconych rąk i krępującego kontaktu z obcymi nie stanowi już problemu ;)

Jak widzicie, ja wybrałam trzy elementy stroju, ale mogłabym jeszcze dodać wiele innych, już nieubraniowych rzeczy. Ale tu pałeczkę zostawiam Wam :)

Korzystając z niepisanych praw tagów, chcę zaprosić do zabawy kilku innych blogerów. Wy również możecie to zrobić, ale nie musicie ;)

1. Eleonora Amalia
2. Daisy
3. Porcelana
4. Gabrielle
5. MrsNelly
6. Czarownicująca

Te sześć osób proszę do zabawy na zachętę. Jeżeli jeszcze ktoś ma nią ochotę - nie krępujcie się. Dajcie tylko znać, że coś napisaliście. Chciałabym poznać wasze atrybuty ;)

Jeżeli zdarzą się jacyś panowie, proszę, aby opisali atrybuty Prawdziwego Mężczyzny. W zabawie chodzi o ideał własnej płci ;)

EDIT: MrsNelly znalazła TO zdjęcie!


Życzę wam miłego wieczoru! ;)


4 maja 2014

Zadanie na ten tydzień: stop narzekaniu!

Dear foreign readers, translation of this post will show here soon ;)

Dzisiaj słów parę o narzekaniu :)



Z pewnością nieraz słyszeliście, że Polacy są w czołówce pesymistycznych narodów. "Nie da się", "nie wyjdzie", "po co próbować, skoro i tak nic nie uzyskam" to chyba ulubione odpowiedzi na jakiekolwiek propozycje skierowane do naszych rodaków. Od jakiegoś już czasu (ładnych paręnaście lat ;)) zastanawiam się, jak to zmienić. I tu uprzedzam wszelkie pytania: jestem straszną pesymistką, czarnowidzem i sceptykiem! Blaski i cienie dziedziczenia cech ;) Dodatkowo: szybko się denerwuję wybucham, krzyczę i równie szybko się uspokajam. Nie znaczy to jednak, że nie walczę z sobą i nie staram się zwalczyć w sobie wewnętrznego ponuraka.

Od czego to się zaczęło? Od Pollyanny i jej gry w zadowolenie. Jako dziecko z fascynacją czytałam książki pani Porter, i już wtedy wiedziałam, że gra w zadowolenie to coś, co warto wcielić w życie. Dla niewtajemniczonych, krótkie wyjaśnienie: gra w zadowolenie polega na dostrzeganiu pozytywnych stron w nieszczęściach, które nas spotykają. Przykładowo: złamałam nogę. 7 miesięcy w łóżku, utrata 90% znajomych, przedłużenie studiów, utrudnienia w ruchu, komplikacje zdrowotne i ogólne obniżenie samooceny. Ale nie było AŻ tak źle. Czemu? Bo nie złamałam dwóch nóg :) Bo znalazłam czas na rozwijanie pasji. Przekonałam się, kto jest moim prawdziwym przyjacielem na dobre i złe. Dostałam się na specjalność, o której bez złamania nie byłoby mowy. Jasne, było ciężko, były łzy, czarne myśli, rozpacz i złość (ci, co uczyli się od nowa chodzić, wiedzą o czym piszę), ale zawsze gdzieś migotała myśl, że wcale nie jestem na przegranej pozycji ;)

Później, mając coraz mniej poważnych problemów, nieco pofolgowałam swoim dzikim instynktom i skłonnością do narzekania i sama sobie te problemy stwarzałam. A, bo to mam blizny, a bo to przytyłam, a, bo to nie wychodzi mi coś, co bym chciała aby było ok. Wtedy parę osób mną zdrowo potrząsnęło (także zawodowi polscy narzekacze ;)) i znów, już świadomie, zaczęłam walczyć z własną tendencją do narzekania.

Mam dla was parę patentów, które myślę, że mogą się sprawdzić!

1. Wyrzuć ze słownika NIE DA SIĘ.
A właśnie, że się da! Ania wyleczyła się z choroby nieuleczalnej. Michał po ciężkim wypadku pobiegł w maratonie. Eleonora wygrała międzynarodowy konkurs. Ja nauczyłam się ekspresowo języka od zera :) DA SIĘ!

2. Zacznij otaczać się pozytywnie nastawionymi osobami.
Wiadomo, zadanie niełatwe, ale patrz punkt wyżej :) Istnieje teoria, według której jeżeli umieścisz przeciętną osobę wśród ludzi zdolniejszych i pracowitych, po pewnym czasie ta osoba dorówna im osiągnięciami. Podobnie, jeżeli ta osoba znajdzie się pomiędzy osobami leniwymi, mało zdolnymi i niestarającymi się, obniży loty. Jeżeli otoczysz się pozytywnymi wibracjami, również będziesz pozytywnie nastawiony :)

3. Uwierz w marzenia.
Bardzo ważny punkt. Po co dążyć do czegoś, w co się nie wierzy? Przykład: zaczynając szyć stroje historyczne, słyszałam opinie: po co ci to, tracisz czas i pieniądze, zajęłabyś się czymś sensownym, wyglądasz jak wariatka. Z uporem maniaka powtarzałam, że skoro jestem jedyna, muszę zarazić miłością do kostiumów innych! I po pewnym czasie okazało się, że parę osób tą miłością zaraziłam, potem spotkałam Eleonorę, i już lawinowo - kolejne osoby. Obecnie jest nas ponad 50! :) I co, marzenia się nie spełniają? :p

4. Twórz listy celów i planów.
Jeżeli nie od razu, to po pewnym czasie cel być może uda się zrealizować. Wykonany cel wprawia nas w dumę, zadowolenie i poczucie samorealizacji - szczęście i zadowolenie w czystej postaci ;) Posiadam listy miejsc, które chcę zobaczyć, strojów, które chcę uszyć, rzeczy, które chcę posiadać, umiejętności, które chcę zdobyć i osób, które chciałabym poznać. Bez nich byłoby jakoś tak ... smętnie ;)

5. Otaczaj się radosnymi kolorami.
Mój pokój jest cytrynowożółty. Moja szafa jest raczej ... kolorowa :) Lubię słodkie gadżety (choć jeszcze nie odważyłam się na ich noszenie) nie cierpię burych kolorów. Dziwnym trafem ludzie lubią przebywać w moim pokoju ;)

6. Uśmiechaj się!
Punkt, z którym mam najwięcej problemów. Z natury mam mimikę wściekłego królika ("bez kija nie podchodź"), przez co często odstraszam nieznajomych od siebie. Staram się z tym walczyć, tyle że ... często mój uśmiech nie uzewnętrznia się na twarzy. Jak uśmiechnę się szerzej, czuję się głupio i sztucznie. Dylematy urodzonego pesymisty ... ;)  Uśmiech to odruch bezwarunkowy, wręcz lustrzany - jeśłi się uśmiechniesz, ciężko ci nie odpowiedzieć tym samym.

7. Hamuj swojego wewnętrznego potworka.
Nie krytykuj, ugryź się w język. Zamiast złośliwości, powiedz coś miłego (tryumf gwarantowany, rzeczona osoba się po tobie tego nie spodziewa ;)), uśmiechaj się do pani w sklepie/ pana , który poda ci upuszczony owoc/ pasażera autobusu, który cię podsiadł. Może to tylko subiektywne odczucie, ale gdy jestem poza Śląskiem, mam wrażenie, że ludzie w sklepach nie są tak przyjaźni. Pani kasjerka na Śląsku jakoś tak ... szerzej się uśmiecha? :)

8. Wmów sobie, że jesteś szczęśliwym człowiekiem.
Zamiast w myślach narzekać, że on ma lepiej niż ja, sąsiad ma lepsze auto, pomyśl, że jesteś szczęściarzem mającym w sąsiedztwie tak fajne auto :) Pomyśl, że w gruncie rzeczy nie lubisz swojej pracy, ale za to masz świetną dziewczynę/świetnego chłopaka/ kochanego psa, kota/ cudowną mamę, córkę, syna, dzięki której/któremu po pracy jest świetnie (PS: jak naprawę nie lubisz swojej pracy, zmień ją ... ;)). Po prostu - udowodnij samemu sobie że JESTEŚ szczęśliwy. Skup się na pozytywach. Ugryź się w język, także mentalny, gdy sąsiadka ma ładny tyłek, a sąsiad super biceps. Siła autosugestii ma ogromną moc. Sprawdzone na sobie ;)

Dlaczego to napisałam? Aby udowodnić niedowiarkom, że się DA. I samej sobie przypominać, co radzę innym :) I ogólnie - posłać nieco pozytywu w świat.

Dobranoc!

PS: Zmieniam nieco wygląd bloga, ale będą to zmiany kosmetyczne, raczej już niezauważalne ;) Macie jakieś prośby, sugestie, zażalenia? Przemyślę ;) 
PS: Mam opory przed umieszczaniem wpisów nie dotyczących bezpośrednio kostiumów i fryzur, ale z drugiej strony - na nich się moje zainteresowania nie kończą. Przeszkadzają Wam takie wpisy jak ten?