16 sierpnia 2012

I wreszcie i ja - laminowanie żelatną!

Yesterday I tried gelatin hair lamination. I wasn't too satisfied with the results, but today I change my mind. It's not bad. But also not the best ...

----

Zastanawiam się wciąż, co ma być pierwsze: ukończona halka czy moje wrażenia z laminowania żelatyną (baaardzo mieszane), i także, czy nie rozbić tego na dwa osobne posty, żeby włosomaniaczkom nie zawadzała moja halka :) Hm, zobaczymy ilościowo.

Zacznę od laminowania.

Chyba jestem jedną z ostatnich osób, która próbowała żelatyny :) Jestem z natury leniwa, lubię się rzeczy dowiadywać, ale już niekoniecznie testować na sobie, szczególnie gdy czynności przy testowaniu jest więcej niż trzy.
Wzięłam się jednak w garść i zrobiłam laminat z żelatyny. Sposobem Anwen i Miss Fashionistki, czyli na mokro ( moja suszarka już nie suszy, ona PARZY!). Zmniejszyłam jednak porcję żelatyny, łyżeczka na trzy łyżki wody. Może w tym był pies pogrzebany?

W każdym razie u mnie było odwrotnie niż u reszty włosomaniaczek :) Pierwszego dnia byłam załamana moimi włosami! Zwykle są przyklapnięte, raczej błyszczące i miłe w dotyku, proste z zawijającymi się ogonkami na końcach (tak jakby pies ogonem merdał ... ciekawe skąd mi się takie skojarzenia biorą O.o). Po laminowaniu mokre były bez różnicy, ale suche ... Fakt, partia zdrowsza błyszczała jak tafla. Ale reszta, czyli mniej więcej od wysokości ucha zamieniła się w krzak. Może dla innych to krzak nie będzie, ale jak na zdolność moich włosów do puszenia się ... to był krzak. Zginął gdzieś błysk, włosy nie były miększe. Musiałam na nie nałożyć dwie warstwy odżywki, żeby wróciła miękkość.
Pierwszego dnia nie byłam zachwycona. Cały dzień przechodziłam w koczku (przy okazji, zapach żelatyny jest denerwujący), wieczorem rozpuszczając włosy.

Niestety, zdjęcia łazienkowo-lustrzano-piaskowe. Mój aparat w telefonie stanowczo nie lubi luster :)
widzicie te fruwacze wolnomyśliciele w aureolce? Nie cierpię tego! W dodatku wytworzyły się na dole, nie na całej długości ...

O dziwo, ta fala utrzymała się do teraz! Zwracam honor jako utrwalaczowi żelatynie :) 


Zdjęcie niefajne, złej jakości, wycinane, ale oddaje blask góry.
Pierwszego dnia byłam gotowa powiedzieć, że laminowanie włosów to bubel.
Jednak dzisiaj zmieniłam zdanie :) Nie wiem co się stało: Włosy się wytarły w poduszkę, wygniotły we śnie, czy może nawilżyły parą w łazience, ale stanowczo dnia drugiego wyglądały lepiej. Blask może u góry nieco zniknął, ale znalazł się na dolnej partii! Włosy się nie przetłuściły, wręcz trochę odbiły od skóry. Fale się zachowały, ciężko je wyczesać, końce zwijają się w coś na kształt spiral.



Zdjęcie bez flesza, ale przy sztucznym oświetleniu. 
Podsumowując: jestem inna :) Pierwszego dnia byłam załamana, drugiego zadowolona. O zachwycie nie mogę mówić, zadziałała zasada przereklamowanego oczekiwania. Widocznie moim włosom bliżej do typu azjatyckiego, lub jednak większa ilość żelatyny powinna być, lub po prostu to nie dla mnie :)

Czy ktoś też, jak ja, mile się zaskoczył na "dzień po"? ;)


I tym sposobem stwierdzam, że halka będzie osobno. Dobranoc! :)

4 komentarze:

  1. ok spróbuje, przekonałaś mnie o.O

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie nie zaskoczył dzień po, bo dzień w trakcie były okropny :P zdjęcia dość kiepskie, słabo cokolwiek zauważyć, ale na przedostatnim już coś dojrzeć można :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że zdjęcia są okropne, ale nie było kogo poprosić o zrobienie , a lustro i aparat się nie lubią ;) Dwa ostatnie zdjęcia robiłam na ślepo, i trochę lepsze są ;) Ja miałam nawet dobre serce nastawić się na sztywność włosów, ale jak zobaczyłam ich stan po wysuszeniu zwątpiłam ;) Drugiego dnia trochę się opamiętały, i od razu lepiej wyglądały ;)

      Usuń
  3. też chcę mieć takie długie włosy!

    OdpowiedzUsuń