3 października 2014

Miss Julie Anne Rocheston writes.

1 października 1824 roku

Drogi pamiętniku!
To niewybaczalne, aby zaniedbywać swoje obowiązki względem codziennych rytuałów - zawsze powtarzam to moim uczennicom w wiejskiej szkole, a tymczasem sama nie prowadziłam systematycznie dziennika, i to aż przez miesiąc! Mam jednak na to bardzo ważne usprawiedliwienie. 12, 13 i 14 września spędziłam w przemiłym towarzystwie dziewcząt i pań z naszego Stowarzyszenia Literackiego, następne dni zajęło mi wręcz niespotykane pakowanie - pocztą królewską przyszło powiadomienie o zaproszeniu od dawno niewidzianej ciotki w Szkocji! Cioteczka zaprosiła mnie na zimowe miesiące, a ja - muszę przyznać - przystałam na zaproszenie z jeszcze większą gorliwością, gdy okazało się, że moja przyszła rodzina mieszka zaledwie o cztery mile od posiadłości ciotki!
Dziś jednak nie będę się rozpisywać o stosunkach między mną a teściami, dziś postaram się nieco przybliżyć wydarzenia (przynajmniej te, które moja bardzo dziurawa pamięć postanowiła zachować), których byłam członkiem nieledwie trzy tygodnie temu.
Zrozumiałym jest, że dziewczęta zaprosiłam do naszej rodzinnej posiadłości (którą, tak się składa, dziadek bardzo niechętnie nam udostępnia, skąpiąc nam, na przykład, służby. O ile nasza rodzina już się do tego faktu przyzwyczaiła, bałam się reakcji dam, które przybędą), Brightsand. Miejsce jest malownicze, bardzo górzyste, ale sprzyjające zdrowotnym spacerom. Jak mawia kochany dziadek, w takim miejscu główną atrakcją są psy i jelenie do polowania, ale dla nas magią były wrzosowiska! No dobrze, wrzosów tam nie było, za to były bujne trawy, piękne widoki i święty spokój. Jak dobrze czasami odpocząć od naszych drogich mężczyzn!
Wspominałam już o braku służby - był to fakt o tyle znaczący, że jedna z nas - Lady Poley musiała mocno nagiąć etykietę i gotować (dziadek zwolnił kucharkę! Po 30 latach! Bo odważyła mu się nie wlać śmietanki do zupy. Wspaniała kobieta po prostu się o niego martwiła ...) Jednakże fakt ten ujawnił przed nami prawdziwy klejnot pierwszej wody - zdolności kulinarne Lady Poley.
Ach ten tort, ta pieczeń, te ciasteczka, ta galaretka herbaciana, a ten kurczak! Jeżeli kiedykolwiek będę mieć znów przyjemność stołować się u Lady Poley, będę najszczęśliwszą osobą w Anglii!
Czas upływał nam głównie na rozrywkach wszystkim dobrze znanych - haftowaniu, szydełkowaniu, tworzeniu koronek, czytaniu i graniu w gry słowne. Postarałyśmy się jednak również o trochę rozrywek na świeżym powietrzu - nieoceniona Clarissa zapewniła wszystkim zainteresowanym możliwość gry w Game of graces, Wolanta, Boule a także, Krokieta, którego to adeptką bynajmniej nie jestem. Oprócz aktywnych zabaw i gier ruch zapewnił nam również spacer na wzgórze w celu uwiecznienia wspaniałych krajobrazów wokół Brightsand. Był to wręcz sielankowy czas, na którym cieniem kładły się tylko deklinacje łacińskie mojego nieszczęsnego brata - znów musiałam odrobić za niego zadanie wakacyjne!
Wieczorem miała miejsce bardziej oficjalna część spotkania: tańce, żywe obrazy oraz krótkie przedstawienie o Personidzie, którego tytułu oraz autora - oczywiście - zapomniałam.
Niestety, w niedzielę rano przyszła informacja, która zmusiła mnie do natychmiastowego powrotu do domu. Droga Clarissa zaofiarowała się dzielnie pożegnać w moim imieniu gości, pozdrowić dziadka oraz zamknąć główne pokoje Brightsand przed wyjazdem. JA tymczasem wróciłam do istnego rozgardiaszu, w jakim pogrążył się nasz dom po rzekomym ślubie mojego brata z bardzo nieodpowiednią panną. Ale o tym kiedy indziej! Cioteczka woła, jedziemy odwiedzić Melissę! Ach, zapomniałabym. Szkice! Tak, włożę je między strony. Tu na pewno się nie zgubią.



Dear English Reader, I have no possibility to translate whole post to English - I'm not so good in English like I'm in Polish writing. It talks about our 3 day long Regency House Party in Ojców. But, you can still to look at my "drawed" pictures from our adwenture. And, you can still translate whole text by google - it's better than nothing ;) To be a little more fair with you - I'll try to write something under every illustration.


Our evening assemble including living pictures, a little antic tragedy, some English country dances and tea jelly.

Group phot ... ups, group portrait of Krynolina and our special guset - famous "painter".

Bimber means moonshine (beautiful name!) or hooch. I think that it doesn't need any explanation ;)

Undies portrait - inspired by Undressed Morning at Costume College.

There must be the shoes' one picture!

Undies selfie!

Drawing on hill

Drawing on hill - colour one

Drawing on hill - watercolor version

Packing all things - dinner! Chicken, soup, rice, TWO BIG CAKES - yummy!

Our really tallented Olga making a coiffure for Maqda. All night rag curls, of course!

Three rag beauties.



Unveiling a love letter - authentic, regency one!

Walk on a hill. 


One good pho ... err, portrait of me :D

Who remembers similar ride? :)

THE CAKE

Croquet. The one played by Queen at Alice of Wonderland

Boule. Finally, I understand rules ;)

Game of graces, my favorite!

That's all! Hope you enjoyed it, maybe, who knows, I'll see you next year? :)


2 komentarze:

  1. Zdjęcia przerobione na rysunki są boskie! Świetny miałaś pomysł :)
    A relacja od razu przypomniała mi nasz wyjazd. (ciekawe, z kim to związał się Twój brat, panno Rocheston? Ach, jakiż z niego hultaj! :D )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie wiem, nie zdążyłam poznać oblubienicy ;)

      Usuń