5 lutego 2016

Plany, plany - podsumowanie stycznia.

Hej!

Jak wam idzie realizacja planów noworocznych? Pierwszy miesiąc - jedna dwunasta roku - już za nami. To aż trzydzieści dni! A to oznacza że jeszcze 330 przed nami na realizację swoich celów.





Ja w styczniu wyznaczyłam sobie kilka małych zadań:

1. Przeczytanie trzech książek 



Okazało się, że przeceniłam swoje możliwości, i to poważnie. Znalezienie czasu na czytanie, gdy doba ma tylko 24 godziny, było niemożliwe ... do czasu. Grunt to mieć patent i stricte pilnować swojego rozkładu dnia :)
Czytam rano - jedząc śniadanie w domu, przed pracą. Daje mi to aż pół godziny czytania dziennie (czasami mniej, czasem więcej).
W styczniu udało mi się przeczytać dwie książki: "Sztukę biegania" Pauli Radcliffe oraz "Slow Fashion" Joanny Tor-Gazdy (myślę, że warto by napisać posta o moim zdaniu na temat obu tytułów - mam co do nich mieszane uczucia. Co wy na to?).

2. Utrzymywanie porządku w domu 



Jak raz posprzątane nie wypada popuścić, prawda? Moja mała "obsesja", jak zaczęła nazywać całą sytuację moja rodzina, rozpoczęła się od dosyć zabawnej (teraz - nie wtedy) sytuacji. Okazało się, że ktoś nie zamknął dokładnie opakowania z suszonymi owocami. Po paru tygodniach na suficie pojawiły się niewielkie kokony. Gdy odkryłam ich obecność (a na owady, szczególnie w postaci larwalnej, reaguję paniką), wysprzątałam calusieńkie mieszkanie (wyrzucając wszystkie suszonki po drodze ;p), a skutkiem ubocznym był uporządkowany dom. Postanowiłam utrzymać ten stan rzeczy, sprzątając dziennie, ale szybko. Obecnie ogarnięcie mieszkania zajmuje mi maksymalnie pół godziny (i to na tak zwanym codziennym wypasie - z myciem podłóg, kafelek i szafek). Niezły deal, jak dla kogoś, kto kiedyś poświęcał całe 12 godzin na jako takie ogarnięcie ... ;)
Sprzątam wieczorami, już po zrobieniu kolacji. Bezwzględnie codziennie dokładnie myję kuchnię, łazienkę i toaletę, a w reszcie pomieszczeń odkładam rzeczy na miejsce (magiczna czynność zapobiegająca bałaganowi!). Jeszcze dla pewności, zamiotę podłogę.
Raz w tygodniu robię dokładniejsze sprzątanie.
I tyle :)

3. Ruch fizyczny co najmniej 3 razy w tygodniu


To moja wielka, osobista wygrana i osiągnięcie - przez cały miesiąc, dzień w dzień, robiłam coś dobrego dla mojego organizmu i zmuszałam się do ruchu. Wiem, że będę musiała nieco przystopować (słynny dzień wolny w tygodniu na regenerację), ale i tak jestem z siebie dumna.
Ćwiczę w domu - rano gimnastyka na rozruszanie się przed całym dniem, po południu hula hop (nauczyłam się kręcić!), deska (wielki trening siły woli bardziej, niż jakichkolwiek mięśni!) i cardio, basen lub siłownia.
Pod koniec dnia jestem zmęczona, ale uśmiechnięta. I z niecierpliwością oczekuję następnych efektów!

4. Dieta - unikać czekolady



Trzymanie się zasad zdrowego odżywiania nie jest dla mnie łatwe - kocham jeść, uwielbiam smak "niezdrowy", że tak powiem: słodki i słony. Czekolada, ciasto, chipsy, pierogi, pesto. Są to jedne z tych rzeczy, których nie potrafię sobie odmówić. Postanowiłam zmienić swoje zwyczaje żywieniowe podstępem. Postanowiłam na początek wyeliminować z diety czekoladę (nie odmawiając sobie np. biszkoptów czy chipsów, jak będę miała na nie ochotę). Cel ten osiągnęłam połowicznie - przez cały miesiąc nie kupiłam nic czekoladowego, ale jeżeli w domu lub w ramach poczęstunku było coś z czekoladą - jadłam. Uważam, że to i tak niezły wynik. Waga też to potwierdza :)

5. Haft



Wielki Fail Stycznia - nie ruszyłam tamborka, igieł, nici. Jedyne, co miałam w łapkach przez kilka wieczorów, to kordonek i szydełko - uczyłam się wykonywania koronek. Powiem tyle - dzieci, uczcie się matematyki - naprawdę pomaga w życiu ;)
Niestety, moje "dzieło" nie nadaje się do pokazania - zamiast kwadratu wyszedł mi trapez ... :D

Jak widać, moje plany na styczeń zostały "prawie" zaliczone. W lutym planuję kontynuować walkę z czekoladą i dołączyć do niej białe pieczywo - metodą małych kroczków osiągnę co chcę ;) Sportowo - skupiam się na siłowni, cardio, odpuszczając sobie chwilowo basen i bieganie (Śląsk lubi obecnie zaskakiwać anomaliami pogodowymi). Kolejnym celem będzie przeczytanie 2 książek w lutym - "4 godzinnego tygodnia pracy" Timothy'ego Ferrissa i "Faceta Idealnego"Matthew Hussey'a. Planuję też rozpoczęcie prac nad strojami na trzy najważniejsze imprezy rekonstrukcyjne/kostiumowe, w których mam zamiar wziąć udział w 2016 roku. Pod lupę również wędrują moje paznokcie - czas je wzmocnić, zapuścić i malować (kocham lakiery!)

Wiecie, że mając wyznaczone cele, żyje się tak jakby ... łatwiej?
A wy jakie macie plany na luty? :)

Miłego dnia!

Asia





6 komentarzy:

  1. Główny plan na luty - przetrwać do marca ;)
    A tak na poważnie - podziwiam za planowanie i wytrwałość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dorfi, grunt to zacisnąć zęby i trzymać się raz ustalonego planu - wiadomo, drobne odstępstwa i zmiany się pojawiają, ale w ostatecznym rozrachunku miesięcznym widać efekty i kroki do przodu, a o to chodzi ;)
      Planowanie dosłownie uratowało mi tyłek - bez niego byłabym teraz w ciemnej dziurze na dnie jaskini zwanej Frustracją ;)

      Usuń
  2. Plan na luty 2016 jest w sumie podobny do planu na styczeń 2016 - przeżyć! I dzięki temu plan zostaje zrealizowany!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo - plan dobry, to plan zrealizowany ;)

      Usuń
  3. Ja w ogóle nie jestem dobra w planowaniu, niestety. Ale mam pewne rzeczy rozpisane i pozwala mi to na zachowaniu porządku w pokoju. Jestem z tego bardzo, bardzo dumna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepszym sposobem na porządek (i w głowie i w otoczeniu) jest ... nawyk :) Rytuały, rutyny, odciążanie głowy i automatyzacja pewnych czynności nieraz ratują mi życie ;)

      Usuń