Właśnie, wróci.
Zawsze wydawało mi się, że mnie ten kryzys nie dopadł - szczęśliwie, mniej lub bardziej regularnie publikuję na tym blogu swoje fryzury, uszyte stroje i nieco wpisów dotyczących historii mody oraz moich innych zainteresowań. Do teraz. Po prawie czterech latach od opublikowania pierwszego postu, gdy - absurdalnie - nic nie stoi na przeszkodzie do częstszych publikacji, czegoś zaczęło mi brakować.
Mam bardzo niemiłą cechę: z biegiem czasu, często wraz z wzrostem wymaganego poświęcenia i włożonego trudu, proporcjonalnie maleje mój zapał i gorliwość w wykonywaniu czegokolwiek. Trochę prokastrynacji, trochę lenistwa i trochę zwykłej przekory - nie lubię jak ktoś mnie przymusza do czegokolwiek. Skończyłam studia, "rozpoczęłam" swoją "karierę zawodową" (cóż, póki co to zbyt duże słowo. Powiedzmy, że moje plany na życie zawodowe kulają się w przewidzianym przeze mnie kierunku - ostrożnie i bardzo realistycznie ;)), staram się wdrożyć znów w szycie historyczne, zrealizować ambitny cel poprawienia swoich zdolności lingwistycznych (szczególnie gdy chodzi o francuski i rosyjski - postanowiłam nie zaprzepaścić tego, co już umiem), czy popracować nieco nad swoimi zdolnościami interpersonalnymi (mam z tym duży problem). Ciekawe dlaczego mając (nareszcie) na to wszystko czas, nic z zaplanowanych rzeczy nie robię? :D
Wracając jednak do tematu blogowania. Wychodzę z założenia, że zbyt duże zwlekanie wybija nas z formy. To jak z bieganiem (tak przy okazji, do mojego planu dnia wrzuciłam biegi interwałowe - taka odmiana - i ulga dla portfela - od pływania ;)). Im dłużej odkładasz treningi, tym mniej ci się chce (brak dobroczynnej rutyny i nawyku) i tym gorzej ci się biega, bo siada kondycja. Z drugiej strony, takie krótsze przerwy pozwalają na regenerację stawom. Tak samo jest z blogowaniem, szyciem, śpiewem, pisaniem książek, nauką czy graniem w gry - krótkie przerwy pozwalają nabrać dystansu, zregenerować siły, ale im dłużej się czegoś nie robi, tym mniej się tym interesuje, czeka na coś, pamięta o tym.
Powoli przywracam moje życie w dobrze mi znane tory. Szyć już zaczęłam (gorset - nareszcie - zaczyna przypominać gorset), Do nauki języków mam zamiar podejść prozaicznie - włączając youtube w danym języku ;) później przyjdzie czas na słówka. Bieganie po przymusowej przerwie rozpocznę tam, gdzie skończyłam (bo ile razy można zaczynać od początku?), a blogowanie ... właśnie :) Blogowanie zacznę od tego posta. I od skonfrontowania swoich marzeń i oczekiwań z rzeczywistością. Niedługo pokażę wam gorset ;) Bez pięknych zdjęć, bez superdopracowanej formy tekstu. Muszę się wdrożyć. A wdrażając się w coś, nie muszę być od razu perfekcyjna.
I tym o to sposobem doszłam do refleksji ostatnich tygodni.
Take it easy. Your perfect in your imperfections.
Zapisać, zapamiętać, zastosować.
Nie od razu Rzym zbudowano ;)
Na koniec, w ramach rozluźnienia, parę zdjęć. Bo ja ich tu potrzebuję. Potraktujcie to jak gigantyczne Throwback Thursday.
![]() |
Moje krynolinowe alter ego doczekało się nawet pięknej grafiki! Jeżeli coś takiego znów zobaczycie, wiedzcie jedno - pisze do was Julie Anne, nie Asia, aka Fobmroweczka ;) |
![]() |
Jak widać, ścięłam włosy. Podobno kobiety żałują zmiany zaraz po wyjściu od fryzjera - przykro mi, ja tego nie doświadczyłam ;) Poszła ponad połowa. I wreszcie jestem zadowolona ;) |
![]() |
Lubię jesień. A jesień dla mnie pachnie liśćmi na chodniku. Nawet nie spodziewałam się jak malownicza może być tak prozaiczna droga, jak trasa na pociąg ;) |
![]() |
Kocham Rybnik. Po prostu. |
![]() |
Czasami (obecnie coraz częściej, w ramach "catch the moment") dostrzegam urok i piękno dookoła siebie. Tam gdzie go normalnie nie ma ;) |
![]() |
Tak oto wyglądają moje popołudnia i wieczory od kilku dni. Serial, plany blogowe i szycie. (w tle ulubione słodycze, please, don't judge me ;)) |
Miłego wieczoru!